Teraz rząd idzie krok dalej i wymusza na tych, którzy chcą otrzymać dotację na fotowoltaikę, instalację przydomowego magazynu energii. — To jedyna opcja, by gospodarstwa domowe mogły w opłacalny sposób dalej inwestować we własne źródła prądu — przekonuje Grzegorz Wiśniewski, prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej.
Reklama
Jego zdaniem nie ma co liczyć na to, że w magazyny energii zainwestuje grupa około miliona prosumentów, którzy jako pierwsi stawiali panele słoneczne na dachach domów, korzystając z bardzo korzystnego dla nich systemu rozliczeń. — Oni dziś „magazynują” energię w sieci praktycznie za darmo kosztem pozostałych odbiorców energii i nikt już nie wymyśli dla nich niczego tańszego. Natomiast nowi prosumenci od lipca wchodzą w rozliczenia godzinowe wyprodukowanej energii elektrycznej i w godzinach szczytu mają trzy możliwości — albo ich instalacja będzie automatycznie wyłączana z powodów napięciowych, albo będą narażani na ujemne ceny energii na rynku dnia następnego (giełdowy indeks RDN), czyli stawkę zero złotych za sprzedaż nadwyżek do sieci, albo kupią magazyn energii — wyjaśnia Wiśniewski.